Dzień dobry, wiosno. Dzień dobry, Volketswil. Miasteczko, jak wiele innych. Ładne, estetyczne, w kantonie Zurych, nieopodal Greifensee.
Volketswil brzmi sielsko. I tak też wygląda, jeśli się odpowiednio spojrzy. Przyjeżdżam tu na kolejną w tym miesiącu rozmowę kwalifikacyjną. Przyjeżdżam wcześniej, specjalnie. Zbaczam z drogi, badam teren. Wystarczy skręcić w pierwszą lepszą, „nie tą” ulicę, żeby zapomnieć o niepewności w przyszłości i dać się zadziwić.
Bezczelnie zaglądam ludziom do ich szwajcarskich ogródków. Tam śpiewają ptaki i rosną kwiaty. Siadam na ziemi pod drewnianym płotem, zginam się w pół i tak zastygam do chwili, w której obiektyw odpowiednio uchwyci kolejny okaz wiosny. Podnoszę się i wracam na drogę, z naprzeciwka wyłania się człowiek, który przybiera kuriozalne pozy. Że niby prosi się o zdjęcie.
– Fotografuje Pani? – Pyta człowiek.
Potwierdzam uśmiechem i kilkakrotnym „tak”.
– Do gazety? – Dopytuje dalej.
Mam ochotę powiedzieć coś głupiego. Że 20 Minuten, albo Blick am Abend (szwajcarskie tabloidy).
– Dla siebie – mówię spokojnie.
Idę dalej i nie oglądając się, znów zastygam przy kolejnym drewnianym płocie. Melduję, że Szwajcaria kwitnie na całego.