Magicznie, pandemicznie

To było w sierpniu 2016 roku. Przechadzałam się wzdłuż East Side Gallery w Berlinie, kiedy nagle natknęłam się na TO i zrobiłam TEMU zdjęcie:
„Nauczyłaś się, co znaczy wolność i więcej tego nie zapomnij.”
„Du hast gelernt was Freiheit heisst und das vergiss nie mehr.”
„O!” pomyślałam sobie. Czułam, że były to słowa skierowane do mnie. Nie potrafiłam tylko rozgryźć, o co w nich miałoby chodzić.

W ciągu ostatnich czterech lat regularnie wracałam do tego zdjęcia. Myślałam nawet, czy by nie udostępnić go na Facebooku, albo na Instagramie, bo przecież taki fajny przekaz, no i do tego ta „Freiheit”, słowo obok którego nie można przejść obojętnie.
Ale wciąż nie czułam bluesa z tym kawałkiem Berlińskiego Muru. A raczej czułam, ale był mi on zbyt odległy. Był gdzieś daleko, za górami, za lasami.

Dziś wiem, że ten napis miał nawiązywać do czasu pandemii Covid-19 z 2020 roku (swoją drogą, nazwa Covid-19 brzmi dla mnie jak nazwa statku kosmicznego). Bo choć na co dzień nie stąpam oderwana od ziemi, to jednak incydentalnie w magiczność rzeczywistości wierzę.

Oczywiście. I mnie pandemia na początku przeraziła, choć paradoksalnie nie głowiłam się nad tym, że ludzkość być może zostanie zjedzona przez złowrogiego wirusa. Tego akurat bali się wszyscy, a jeśli lęk jest kolektywny, to jakoś łatwiej mi się go znosi.

Najbardziej wzbudzała we mnie niepokój wizja społecznej izolacji. Z autopsji wiedziałam, że jestem w stanie znieść dwa, góra trzy dni sama ze sobą. Po takim czasie zazwyczaj wpuszczam do głowy ponure myślotoki i ruminacje, a one chwieją mną na cztery strony świata. Tymczasem za horyzontem wyłaniała się perspektywa długich samotnych tygodni, a może nawet miesięcy. W tamtym czasie krajem, w którym radzenie sobie z wirusem było najgłośniej opisywane przez media, były Chiny, a wiadomo, że tam termin izolacja oznaczał dosłowne zamknięcie w domu. Ponieważ był to jedyny ówcześnie powszechny sposób na przetrwanie pandemii, w myślach jawiły mi się długie dni i noce podczas których wyję z samotności. Skąd niby miałabym mieć siłę na przetrwanie tego?

Musiało minąć półtora tygodnia, zanim zaczęłam oswajać się z nową sytuacją i udało mi się zrekonstruować moje nastawienie. W międzyczasie uświadomiłam sobie, że w związku z pandemią został podarowany mi… no właśnie: czas. I to w dorosłym wieku, kiedy z reguły narzeka się na jego brak. Sama narzekałam na to przez ostatnie miesiące, z racji nadmiaru pracy. A, i jeszcze coś. Był to przecież czas, kiedy nie musiałam martwić się o to, z czego będę żyć, albo czy zostanę zwolniona, bo kraj, w którym mieszkam, okazał się być bardzo pomocny dla ludzi w mojej sytuacji. Jakby tego było mało, zamiast zakazu wychodzenia z domu obowiązywał nakaz pozostania w nim. W ten sposób ukształtowane okoliczności spowodowały, że okazało się być… no właśnie.

Skoro został podarowany mi czas, to i przestrzeń, i możliwości na działania zgodnie z samym sobą. Czas na codzienną jogę i medytację. Czas na czytanie i rozwijające rozmowy, nawet jeśli tylko przez ekran, bądź telefon. Czas na pomoc innym i nauczanie przez Internet. Czas na snucie nowych planów i strategii. Czas na powrót do marzeń. Czas na podróż do wnętrza siebie.

Mija szósty tydzień mojej izolacji, przed którą tak panikowałam, a która stała się dla mnie jednym z najbardziej wartościowych okresów na przestrzeni wielu minionych lat. Ograniczenie kontaktów społecznych bardzo mnie przerażało, a tymczasem okazało się dla mnie zbawienne. Serio? To w głowie może być tak czysto? W głowie może być przestrzeń?

I tak jak zderzeniem było dla mnie przerwanie pracy z dnia na dzień, tak teraz powrót do niej jawi mi się jako zderzenie pozderzeniowe. Co ja im powiem, tym wszystkim znajomym, klientom?
– „Karolina, jak było na kwarantannie?”
– „A dobrze. Osiągnęłam głębokie stany, Wróciłam do marzeń. Wróciłam do tworzenia. Czułam się czysto, lekko, jak dziecko. Nie, ja nic nie palę ani nie biorę. Co robiłam? No, medytacja, spokój, bycie w zgodzie ze sobą… ”

Oczywiście, że mogłam zrobić więcej. Efektywniej. Ale wolałam poćwiczyć na macie. Wolałam położyć się i pomedytować. Popisać, poczytać, porysować, pośpiewać, podlać kwiaty, posadzić kwiaty, porobić zdjęcia. Popatrzeć w sufit i na regał z książkami, i myśleć o życiu w samych superlatywach. Wolałam się kontaktować z ważnymi dla mnie ludźmi. Pisać, dzwonić, nagrywać wiadomości głosowe. Spotykać się z zachowaniem dystansu. I może tak właśnie powinno wyglądać to życie. Nie żeby spotykać się z zachowaniem dystansu. Ale żeby człowiek miał przestrzeń w głowie i czuł, że wszystko jest możliwe. Bo czemu miało by nie być.

Zdjęcia: East Side Gallery w Berlinie, sierpień 2016

3 myśli w temacie “Magicznie, pandemicznie

  1. I tego nam wszystkim życzę – przestrzeni w głowie! Ja, pomimo tego, że podczas kwarantanny jestem, paradoksalnie, nawet bardziej zapracowana, to też zdołałam wiele spraw przewaryosviowac. Piękny wpis! 😍

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s