Niepewność

Odkąd po raz kolejny TO się stało, przestałam liczyć, który to już raz. Który to już raz moje życie (moje życie!) zrobiło wielki jeb i rozsypało się jak domek z kart, choć wyglądało na wieżowiec z cegieł.

Przecież wszystko się układało i takie miało już pozostać. Jak układanka na linii ciągłej z pasującymi do siebie elementami, które nie niszczą się, nie spadają i tylko pną się w górę, by ewentualnie mogło być lepiej. Życie prywatne, życie zawodowe. Rozwój (mój rozwój!), pieniądze (moje pieniądze!) i zdrowie (moje zdrowie!).

Od tamtej pory, kiedy TO znów nastąpiło, postanowiłam po raz pierwszy przyjrzeć się na serio niepewności. Podejść do niej, podać jej rękę, pogadać z nią, zaakceptować. Może nawet się zaprzyjaźnić.

No więc, siema. Wyciągnęłam do niej zdecydowanie dłoń na przywitanie, wewnątrz trzęsąc się ze strachu przed niewiadomym. Nigdy nie rozmawiałam twarzą w twarz niepewnością.

Dorastałam na takiej planecie, wiecie, ona do dzisiaj nazywa się Ziemia. I tam na tej Ziemi była taka jej część, mówiono na nią Europa. I tak wyszło, że ja akurat tam się urodziłam, i tam odkąd pamiętam, starano się, abym zrozumiała, że to, co jest pewne, jest spoko, a to, co niepewne to beee i uciekać. Za moich czasów składano hołd wszystkiemu, co kojarzyło się ze stabilizacją: skoszonym trawnikom, katalogom meblowym, zakładom fryzjerskim dla psów. I może nawet dobrze, bo gdyby nie to, to kto wie, czy nie byłoby w tej Europie większego bajzlu, niż bez tych hołdów.

Fajnie jest otaczać się stabilizacją. Studiami, szkołą, rodziną, pracą. Tylko co, jeśli nagle wszystko jeb…, pardon, się rozwali? Czego się chwycić, gdy kostki domina pam, pam, pam, upadają jedna za drugą i jedna na drugą?

A może by tak zacząć od początku? Zacząć od tej pewności i oczywistości, że ta pewność jest (bo jak jej nie ma to beee i uciekać)… No tak, o czym ja to… a co, jeśli się okaże, że pewność to ułuda? Pewność. Pewność. Wiecie o jakiej pewności mówię? Takiej, że dom, praca, ubezpieczenie na życie i wakacje na Sycylii. Takiej, że nie ma akceptacji dla głupot, bo one szkodzą naszemu wyimaginowanemu porządkowi świata.

Tak sobie myślę, że prawdziwe życie chyba jednak nie jest o tym. Prawdziwe, wiecie, to raczej zdolność do wystawienia się na to, co niepewne. To nieustanne przekraczanie swojej strefy komfortu. To otwarcie na wszystko. Nawet na to, co nam nie służy, bo wtedy potrafimy TO przyjąć, nie wypierać i dzięki temu być ponad TYM.

Zostaliśmy wytrenowani przez społeczeństwo do braku akceptacji dla tego, co nie idzie po naszej myśli i jesteśmy w tym mistrzami. Tylko, że z braku akceptacji rodzi się cierpienie a cierpienie nie jest spoko i taki zonk.

I nie mówię o tym, żeby nie mieć domu, rodziny ani pracy. Nie kupić sobie nowej szafy, nie chodzić na koncerty z przyjaciółmi, nie myć włosów szamponem przeciwłupieżowym. Mówię o tym, żeby być ponad tym wszystkim. Ale jak to ponad tym wszystkim? No, to już jest materiał na zupełnie inny tekst…

Zdjęcie: „Niemowlęta” – rzeźba Dawida Cernego, Praga

2 myśli w temacie “Niepewność

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s